niedziela, 26 kwietnia 2015

Zosia

     Chyba każdemu zdarza się napisać coś swojego, tak jak i ja napisałam opowiadanie o małej Zosi nie wiem czy ktoś tu w ogóle zagląda, ale może jak ktoś już tu trafi to akurat zawiesi na tym oko a jak nie to przepraszam :-)





    Ta historia wydarzyła się przeszło 100 lat temu, w pewnej mieścinie . Miejsce to słynęło z tego, że mieszkali tam bogaci ludzie. Nie musieli pracować. To inni pracowali za nich, oni czerpali tylko z tego zyski. Spali do późna, potem tylko biesiadowali wina nigdy im nie brakowało. Nosili wystawne stroje, byli szczęśliwi .
Świat bogactwa mieszał im się z trzema biednymi rodzinami, które rozbiły obóz nad rzeką. Nie byli to ci biedacy, którzy pracowali dla bogaczy. Ludzie dziwili się czemu owi ludzie umieli się śmiać do zwykłej szarej codzienności. Przecież to oni maja bogactwa, mieli wszystko, więc czemu oni nie mając nic się weselą Nie dawało im to spokoju. Prawda była taka, że byli to cyganie a od takich trzeba trzymać się z daleka, bo jeszcze nas okradną - myśleli, W jednej z bogatych posiadłości mieszkała 10 letnia Zosia razem ze swoją rodziną. Kochała ich bardzo, ale co wieczór siadała na parapecie pod bawełnianym kocykiem i poduchą wypchaną gęsim pierzem. Przyglądała się ona zabawą zagadkowych ludzi, jak rozpalają ogniska, tańczą, śpiewają i jaką czerpią z tego radość. Jej tatuś jednak często źle o nich mówił, przede wszystkim to że hałasują i nie dają spać no i oczywiście to że kradną.
Tylko czy tak wyglądają źli ludzie? Bo skoro tak to chce być złym człowiekiem pomyślała i dumnie stanęła na baczność po czym zasiadła na swoim ulubionym miejscu. Szczelnie opatuliła się kocem i rozejrzała po pokoju w którym każda szczelina wypełniona została mrokiem czerwcowej nocy. Już od kilku dni dziewczynka dziewczynka pisała dziennik, właśnie o tych jak ona to mówiła - magicznych ludziach. Tej nocy jak i każdej innej położyła sobie na kolanach zeszyt i chwyciła w dłoń ołówek . Opisywała wszystko co widziała, każdy tanieć, śpiew czy uśmiech, często przy tym uchylała okna by choć trochę zbliżyć się do tego świata. Tej właśnie nocy dostrzegła dziewczynkę być może miała tyle lat co i Zosia. Była drobną dziewczynką o granatowych oczach, purpurowych ustach i czarnych kręconych włosach. Śpiewała anielskim a za razem zadziornym głosem. Zosia chciała być jak ona. Chciał być taka szczęśliwa. Chciała na boso kręcić się w koło tak by sukienka jej falowała i śpiewać, ale przecież jest zamknięta tu w domu. Gdyby tylko tatuś pozwolił mi do nich iść, choć na minutkę. On jest zbyt dumny, nigdy się nie zgodzi pomyślała. Bała się nawet zapytać, więc zostało jej jedynie przyglądać się im w oknie. Obserwowała ich i marzyła o szczęściu. Miesiąc później mała nadal przesiadywała w oknie lecz pewnego ciepłego majowego dnia granatowooka dziewczynka znikła. Nie było jej tego dnia ani następnego. Ludzie już się nie bawili. Codziennie śpiewali tylko jedną piosenkę. Po tygodniu dziewczynka zrozumiała, że owa pieśń mówiła o tragicznej śmierci małej cyganki. Czemu nie zrozumiał tego wcześniej?- zastanawiała się.
Piosenka brzmiała tak :
 " Ukradła cyganka kurę.
   Dostała za to burę.
   Cygankę powiesili.
   Nasz honor splamili."
Dziewczynce zaczęły płynąć łzy po policzkach. Jak można zabić kogoś za kradzież - pytała samą siebie. Tą dziewczynkę którą tak bardzo chciał poznać.
Z dalszej części piosenki dowiedziała się wszystkiego, że miała na imię Anastazja, że kochała śpiewać i tańczyć i że dla nich to bardzo bolesne, ponieważ wszyscy mocno ją kochali.
Piosenka kończyła się tak :
 " Niebo granatowe oczy purpurowe,
   kto za nimi płacze chyba tylko deszcze,
   tylko wrona kracze jeszcze, jeszcze."
Jak to deszcze? Gdyby wiedzieli, że ona płacze - myślała. Dziewczynka w jednej chwili złapała swój kocyk i w piżamce uciekła z domu póki jeszcze wszyscy spali. Dziesięć minut później była już pod jedną z trzech przyczep. Kobieta około 40 letnia zaprosiła ją do środka. Zosia mocno trzymała w reku zeszyt, oraz kocyk. Kobieta zrobiła jej herbatę, postawiła ja na stole i zaczęły rozmawiać. Okazało się, że rozmawia z matką Anastazji. Gdy kobieta powiedziała, że dziewczynkę zabił ojciec Zosi, mała znienawidziła go i nie chciała już wracać do domu, chciała uciec jak najdalej. Kobieta powiedziała, że musza wyjechać, nie mogą już tu żyć. Nie umieją wybaczyć a wiedzą , że nie mają tu żadnych praw. Bali się o swoje dzieci. Wtedy do przyczepy wszedł mężczyzna z wroną na ramieniu. Kobieta przedstawiła ich jako swojego męża i córkę, Zosia się przestraszyła. Przecież to ptak- krzyknęła. I wtedy wrona złapała dziobem za zeszyt położyła go na stole i zeszyt otworzył się na wizerunku Anastazji. Wrona wskazała dziobem na podobiznę. Zosia już wiedziała, że to ona, choć w innej postaci. Poczuła w tym pomieszczeniu coś wyjątkowego, może magie. Zosia złapała kobietę za dłoń i z płaczem poprosiła czy mogła by jechać z nimi. Kobiecie pomysł się nie spodobał lecz poczuła chęć przytulenia córki. Złapała Zosie w obięcia. A owa wrona zaczęła śpiewać. Powóz odjechał. A wraz z nimi całe szczęście jakie tliło się w wiosce.Ludzie pogrążyli się w żałobie.
Szukano Zosi przez wiele lat choć bez rezultatu, Ci ludzie jak i Zosia znikli bez śladu jak by nigdy ich nie było. 10 lat później rodzice już pogodzili się z utratą córki i zdążyli poukładać swoje życie na nowo. Jednego dnia ojciec zobaczył wronę krążącą nad posiadłością. Ptak trzymał w dziobie zeszyt, mężczyzna był bardzo ciekawy. Ptak wypuścił zeszyt który wpadł prosto w ręce mężczyzny. Wbiegł on do domu zawołał żon e i syna i zaczęli czytać ... i w tym właśnie momencie wraz z zrozumieniem sytuacji przez rodziców dziewczynki do wioski w której mieszkali zawitało szczęście.


                               KONIEC :*


           Ala Zamiast 
                                       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz