wtorek, 26 maja 2015

Żabcia i Książę

   
 Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w odległej krainie, w ogromnym pałacu mieszkał książę. Był On tak ważną osobistością ze względu na piękne serce, że w jego komnacie nie było drzwi. Królowa jak i starszy Książę czuwali w gotowości by w razie gdyby serce księcia zbyt głęboko popadło w melancholię szybko pobudzić je do życia. Książę był przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Miał magiczne oczy w które większość panien dworskich lubiło się wpatrywać. Wrażliwy i dobry książę skrywał tez wiele tajemnic. Miał on też swoją księżniczkę dla której przemierzał setki mil. Był z nią bardzo związany jak i z miastem z którego pochodziła.
      Pewnego dnia z tęsknoty siedział na skale za pałacem i wpatrywał się w gołębie pocztowe. Nagle jeden z nich usiadł mu na ramieniu. Książę sięgnął po list i przeczytał jego zawartość, potem starannie obejrzał kopertę. Dowiedział się, że w pobliskim królestwie mieszka samotna Żaba, która nie ceni siebie mimo tego, że ma dobre serce. Książę poczuł, że zaprzyjaźni się z nią. Jego Księżniczka mieszka daleko, a on czuje się tak bardzo samotny więc skoro Żaba też potrzebuje przyjaciela to on z przyjemnością nim zostanie. I tak każdego wieczora on i ona zasiadali  na skale oddaleni o 40 mil wypatrując swoich gołębi. Dość długo ze sobą konwersowali. W między czasie ona mu powiedziała o tym czemu jest taka samotna i czemu źle o sobie mówi a on o tworzył się przed nią o ujawnił wszystkie tajemnice.
     Po kilku miesiącach gdy Żaba tak bardzo polubiła i zaufała Księciu on przestał przychodzić na skałę wysyłając jej ostatnią wiadomość, że nie jest dla niej odpowiednim przyjacielem. Ona odebrała to jako pożegnanie. Domyślała się, że oświadczył się księżniczce dla tego od niej ucieka.
     Żaba na siłę szukała kogoś kto wypełni tą pustkę po księciu, siedziała i łapała po kolej gołębie z listami i korespondowała z wieloma chłopami, szlachcicami i mieszczanami, ale żaden z nich nie uczynił jej tak szczęśliwą jak książę.
     Pewnego dnia poczuła, że jej serce zaczyna wolniej bić i po jednym z koncertów przy stawie wysłała wiadomość do księcia. Napisała, że tak bardzo tęskni, że już dłużej tak nie wytrzyma, chciała napisać mu zanim umrze, że jest dla niej bardzo ważny, że jest jej przyjacielem. Książę napisał a ten fakt uratował Żabę przed śmiercią. Jej serce zaczyna bić a jej wiara w lepsze życie wzrosła. Wszystko zaczęło wracać do normy.
     Pewnego wiosennego wieczoru Książę powiedział Żabie, że zaręczyny z księżniczką zostały zerwane. Żaba zaczęła pocieszać Księcia. Przez to właśnie bardzo się do siebie zbliżyli. Kilka tygodni później książę oznajmił Żabie, że jest ona dla niego bardzo ważna i , że dąży ją szczerą miłością. Ona nie chciała Go zranić więc troszkę się przestraszyła, nie była jak inne kobiety nie interesował ją posag księcia jak i jego wygląd, przecież nawet jeszcze Go nie widziała. Kilka dni później Książę podjął decyzję, że musi ją poznać. Zostawił wszystko, wsiadł w karetę i przyjechał do małej wioski. Ujrzał ją w tłumie. Ona też od razu go poznała ale bała się, że to jest tylko sen. Nie chciała się obudzić.
Długo rozmawiali a gdy zrobiło się późno Książę porwał Żabę do wierzy. I po kolej uczył ją wszystkiego. Przede wszystkim tego by zawsze była sobą i nigdy się nie zmieniała. Pokochał ją taką jaka była i to w niej było najważniejsze. Ona nie potrzebowała drogich ubrań i innych drogocenności dla niego wystarczyło to że po prostu jest obok. Leżeli sobie obok siebie przytuleni i przez niewielkie okienko w dachu oglądali złociste gwiazdy które jak perły błyszczały na ciemnym niebie. Tak spędzili kilka godzin po czym lokaj przyniósł im kolacje. Żaba stała się bardziej ufna i śmielsza co do księcia. Czuła, że powinna dać mu szanse. Książę domyślił się , że Żaba także coś do niego czuje. Spędzili piękny dzień i wieczór. Gdy nastał ranek przyszła pora na rozstania. Mimo, że było ciężko Żaba pożegnała się z Księciem a on wsiadł do swojej karety i odjechał.
    Gdy Żaba wróciła do domu miała dużo czasu na przemyślenia tego co zaszło i tego, że ona na prawdę Go pokochała. Nie za bardzo wiedziała jak mu to powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że w porównaniu z nim jest takim nikłym ziarenkiem na dnie oceanu, Ale gdy już to z siebie wykrztusiła zrozumiała, że nie było czym się przejmować. Książę jak tylko dowiedział się co ona do niego czuje wsiadł w karetę i przyjechał. Zobaczył ją zasmuconą, ale tak bardzo stęskniona, że rzuciła się mu na szyję i nagle zaczęło się dziać coś dziwnego, Żaba zaczęła błyszczeć i zmieniać swój wygląd. Książę zamknął oczy i nagle po ich otwarciu ujrzał piękną Księżniczkę o brązowych oczach i kręconych ciemno brązowych długich włosach. Książę ją pocałował i w tedy zrozumiał, że są dla siebie stworzeni. Wiedział , że tylko z nią może być szczęśliwy a ona chciała spędzić z nim resztę życia
    Żaba nie rozumiała czemu miłość zamieniła ją w tak piękną istotę, ale zrozumiałą, że miłość potrafi wszystko nawet przezwyciężyć śmierć. Potrafi z niemożliwego zrobić możliwe.
     Książę ożenił się z księżniczką i wspólnie wybudowali piękny zameczek z bajkowym ogrodem. Doczekali się trójki  pięknych i zdolnych dzieci. Książę zrzekł się tronu i powierzył go bratu. Oboje  chcieli żyć tylko dla siebie, nie chcieli by królestwo ich dzieliło. Żyli z daleka od tłumów, skromnie ale dążyli siebie i dzieci głęboką miłością i żyli długo i szczęśliwie.
         KONIEC...
     
                  

czwartek, 30 kwietnia 2015

Po prostu Ruda




...Ale czy tak naprawdę ruda?




To pytanie zadręczało wielu. Bo ruda nie jest ruda, tylko jest blondynką, jak sama mówi rudy to wymysł gimnazjalistki. Zanim ja poznałam, wiele o niej słyszałam. Ze względu na to, że jak zaczęłam chodzić na oazę, to oaza żyrardowska z kutnowską już się znały. Wtedy pierwszy raz o niej słyszałam, zobaczyłam albo na OM-ie, albo na "Nocy Świętych". Jak zamykam oczy to widzę ją jako rudą nastolatkę w dziwacznym kapeluszu. Zawsze otoczona tłumem przyjaciół, bo aż chce się ją lubić i wcale mnie to nie dziwi. Szczerze nie myślałam nawet, że coś może być nie tak. Czasami słyszałam szepty moich znajomych o jej zdrowiu, ale nikt nie chciał powiedzieć głośno.Teraz wiem, że to właśnie od niej powinnam się dowiedzieć i tak też się stało. Nie pytałam, nie bawiłam się w detektywa. Dałam czas. Można by ten czas nazwać czasem przyjaźni. O jej chorobie dowiedziałam się w wakacje. Kiedy było mi źle, ona uświadomiła mi, że tak naprawde moje problemy to nic względem tego, co ona przeżyła. Pamiętam jak przyjechała do nas na grila, miała zabandażowaną nogę, mój brat zapytał mnie, czy coś Ją ugryzło. Nie chciałam mu nic mówić. Jak przyjechała do mnie na dwa dni w październiku, powiedziałam jej o pytaniu mojego brata i ona tak ciekawie odpowiedziała, że chce żebyście i wy się w taki sposób dowiedzieli jak i mój brat.Więc wracając do pytania "Czy coś ją ugryzło?" odpowiedziała:" Przecież to prawda, że mnie coś ugryzło, tylko nie takie coś jak pies, nie takie coś zwyczajne, ale małe, czerwone i złośliwe". Jak się domyślacie, moją rudą " ugryzł" bardzo humorzasty rak. Owy zwierz bardzo namieszał w jej życiu. Teraz gdy jest dobrze, tak sobie myślę, czy to własnie nie dzięki niemu ją poznałam. Bo nikt nie wie kim byłaby osoba, która przeszła taką chorobę, gdyby była bez niej.Nie sądze, że choroba jest dobra, ale uważam że otwiera oczy na dobro. Poprosiłam Ją, by mi coś powiedziała na temat swojej choroby . Nie zadawałam konkretnych pytań. Już to kiedyś zrobiłam. Teraz poprostu napisałam, że chiałabym zrobić ją gwiazdą mojego pierwszego artykułu. Zgodziła się, więc poprosiłam by coś dla dobra artykułu powiedziala: Ruda:" Moja choroba zaczęła dawać o sobie znaki w 2008 roku. Można powiedzieć, że z dnia na dzień poczułam przeraźliwy ból w lewej stopie i nie mogłam chodzić. Gdy poszłam do lekarza dowiedziałam się, że udaje, nic mi nie jest, boli bo rosnę itp. Nic tam nie było widać, ponieważ na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie. W badaniach RTG nic nie wychodziło. I tak przez pewien czas chodziłam po lekarzach w moim mieście. Gdy zrobili mi rezonans magnetyczny okzało się co tak na prawdę mam w stopie. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy stopy lewej. W kolejnych badaniach wyszły przerzuty do innych części ciała - kość biodrowa, miednica,węzły pod kolanem i w pachwinie. Miałam wtedy 12 lat. W jednej chwili świat mi i mojej rodzinie się zawalił.. Jest to bardzo poważna choroba. Lekarze na początku nie dawali mi szans. Miałam mieć też amputowaną nogę. Jako dziecko nie wiedziałam nic na temat tej choroby." Moja przyjaciółka, tytułowa ruda wygrała waalkę z chorobą. Taka moja mała wojowniczka, mój wzór. Nigdy nie wiadomo co będzie później. Nadal w jej życiu ogromną rolę odgrywa szpital i lekarze. Ale ona wie, że ma ogromne wsparcie. W przyjaciołach z oazy, ONR-u i wielu innych. to nie jest tylko historia smutnej choroby, ale przede wszystkim silnej i prawdziwej przyjaźni, która czyni radość w smutku. Kończąc chciałabym przytoczyć rozmowę z Jej chłopakiem, wypominając Jej wariactwa. Mówi on tak:"TO PO PROSTU RUDA, NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ"

KONIEC :*

                                         

niedziela, 26 kwietnia 2015

Zosia

     Chyba każdemu zdarza się napisać coś swojego, tak jak i ja napisałam opowiadanie o małej Zosi nie wiem czy ktoś tu w ogóle zagląda, ale może jak ktoś już tu trafi to akurat zawiesi na tym oko a jak nie to przepraszam :-)





    Ta historia wydarzyła się przeszło 100 lat temu, w pewnej mieścinie . Miejsce to słynęło z tego, że mieszkali tam bogaci ludzie. Nie musieli pracować. To inni pracowali za nich, oni czerpali tylko z tego zyski. Spali do późna, potem tylko biesiadowali wina nigdy im nie brakowało. Nosili wystawne stroje, byli szczęśliwi .
Świat bogactwa mieszał im się z trzema biednymi rodzinami, które rozbiły obóz nad rzeką. Nie byli to ci biedacy, którzy pracowali dla bogaczy. Ludzie dziwili się czemu owi ludzie umieli się śmiać do zwykłej szarej codzienności. Przecież to oni maja bogactwa, mieli wszystko, więc czemu oni nie mając nic się weselą Nie dawało im to spokoju. Prawda była taka, że byli to cyganie a od takich trzeba trzymać się z daleka, bo jeszcze nas okradną - myśleli, W jednej z bogatych posiadłości mieszkała 10 letnia Zosia razem ze swoją rodziną. Kochała ich bardzo, ale co wieczór siadała na parapecie pod bawełnianym kocykiem i poduchą wypchaną gęsim pierzem. Przyglądała się ona zabawą zagadkowych ludzi, jak rozpalają ogniska, tańczą, śpiewają i jaką czerpią z tego radość. Jej tatuś jednak często źle o nich mówił, przede wszystkim to że hałasują i nie dają spać no i oczywiście to że kradną.
Tylko czy tak wyglądają źli ludzie? Bo skoro tak to chce być złym człowiekiem pomyślała i dumnie stanęła na baczność po czym zasiadła na swoim ulubionym miejscu. Szczelnie opatuliła się kocem i rozejrzała po pokoju w którym każda szczelina wypełniona została mrokiem czerwcowej nocy. Już od kilku dni dziewczynka dziewczynka pisała dziennik, właśnie o tych jak ona to mówiła - magicznych ludziach. Tej nocy jak i każdej innej położyła sobie na kolanach zeszyt i chwyciła w dłoń ołówek . Opisywała wszystko co widziała, każdy tanieć, śpiew czy uśmiech, często przy tym uchylała okna by choć trochę zbliżyć się do tego świata. Tej właśnie nocy dostrzegła dziewczynkę być może miała tyle lat co i Zosia. Była drobną dziewczynką o granatowych oczach, purpurowych ustach i czarnych kręconych włosach. Śpiewała anielskim a za razem zadziornym głosem. Zosia chciała być jak ona. Chciał być taka szczęśliwa. Chciała na boso kręcić się w koło tak by sukienka jej falowała i śpiewać, ale przecież jest zamknięta tu w domu. Gdyby tylko tatuś pozwolił mi do nich iść, choć na minutkę. On jest zbyt dumny, nigdy się nie zgodzi pomyślała. Bała się nawet zapytać, więc zostało jej jedynie przyglądać się im w oknie. Obserwowała ich i marzyła o szczęściu. Miesiąc później mała nadal przesiadywała w oknie lecz pewnego ciepłego majowego dnia granatowooka dziewczynka znikła. Nie było jej tego dnia ani następnego. Ludzie już się nie bawili. Codziennie śpiewali tylko jedną piosenkę. Po tygodniu dziewczynka zrozumiała, że owa pieśń mówiła o tragicznej śmierci małej cyganki. Czemu nie zrozumiał tego wcześniej?- zastanawiała się.
Piosenka brzmiała tak :
 " Ukradła cyganka kurę.
   Dostała za to burę.
   Cygankę powiesili.
   Nasz honor splamili."
Dziewczynce zaczęły płynąć łzy po policzkach. Jak można zabić kogoś za kradzież - pytała samą siebie. Tą dziewczynkę którą tak bardzo chciał poznać.
Z dalszej części piosenki dowiedziała się wszystkiego, że miała na imię Anastazja, że kochała śpiewać i tańczyć i że dla nich to bardzo bolesne, ponieważ wszyscy mocno ją kochali.
Piosenka kończyła się tak :
 " Niebo granatowe oczy purpurowe,
   kto za nimi płacze chyba tylko deszcze,
   tylko wrona kracze jeszcze, jeszcze."
Jak to deszcze? Gdyby wiedzieli, że ona płacze - myślała. Dziewczynka w jednej chwili złapała swój kocyk i w piżamce uciekła z domu póki jeszcze wszyscy spali. Dziesięć minut później była już pod jedną z trzech przyczep. Kobieta około 40 letnia zaprosiła ją do środka. Zosia mocno trzymała w reku zeszyt, oraz kocyk. Kobieta zrobiła jej herbatę, postawiła ja na stole i zaczęły rozmawiać. Okazało się, że rozmawia z matką Anastazji. Gdy kobieta powiedziała, że dziewczynkę zabił ojciec Zosi, mała znienawidziła go i nie chciała już wracać do domu, chciała uciec jak najdalej. Kobieta powiedziała, że musza wyjechać, nie mogą już tu żyć. Nie umieją wybaczyć a wiedzą , że nie mają tu żadnych praw. Bali się o swoje dzieci. Wtedy do przyczepy wszedł mężczyzna z wroną na ramieniu. Kobieta przedstawiła ich jako swojego męża i córkę, Zosia się przestraszyła. Przecież to ptak- krzyknęła. I wtedy wrona złapała dziobem za zeszyt położyła go na stole i zeszyt otworzył się na wizerunku Anastazji. Wrona wskazała dziobem na podobiznę. Zosia już wiedziała, że to ona, choć w innej postaci. Poczuła w tym pomieszczeniu coś wyjątkowego, może magie. Zosia złapała kobietę za dłoń i z płaczem poprosiła czy mogła by jechać z nimi. Kobiecie pomysł się nie spodobał lecz poczuła chęć przytulenia córki. Złapała Zosie w obięcia. A owa wrona zaczęła śpiewać. Powóz odjechał. A wraz z nimi całe szczęście jakie tliło się w wiosce.Ludzie pogrążyli się w żałobie.
Szukano Zosi przez wiele lat choć bez rezultatu, Ci ludzie jak i Zosia znikli bez śladu jak by nigdy ich nie było. 10 lat później rodzice już pogodzili się z utratą córki i zdążyli poukładać swoje życie na nowo. Jednego dnia ojciec zobaczył wronę krążącą nad posiadłością. Ptak trzymał w dziobie zeszyt, mężczyzna był bardzo ciekawy. Ptak wypuścił zeszyt który wpadł prosto w ręce mężczyzny. Wbiegł on do domu zawołał żon e i syna i zaczęli czytać ... i w tym właśnie momencie wraz z zrozumieniem sytuacji przez rodziców dziewczynki do wioski w której mieszkali zawitało szczęście.


                               KONIEC :*


           Ala Zamiast